piątek, 25 lutego 2011

Narodziny 02/16/11 10:04 Am


Witam wszystkich po dlugiej nieobecnosci :)
Zaczne wiec od poczatku. Jak pisalam wczesniej dostalam date wywolania porodu. 15 Lutego wybralismy sie z mezem do szpitala. Wzielam gleboku oddech, przezegnalam sie, popatrzylam jeszcze raz na moj wspanialy brzunio, rozplakalam sie i wyszlam z domu. Przed szpitalem zajechalismy jeszcze cos zjec,a puzniej nadszedl dlugo wyczekiwany moment. Weszlismy na porodowke, ale jeszcze odeslali nas do poczekalni bo bylismy troszke za wczesnie. Siedzielismy tam czekalismy i mocno trzymalismy sie za rece. Nie moglam uwierzyc, ze juz za kilkanascie godzin bede tulic moja mala dame. W koncu pielegniarka wziela nas do naszego pokoju, ktory niestety byl maly i przygnebiajacy. Maciej musial spac na jakims ledwie rozkladajacym sie fotelu (biedak)! Kiedy tylko przebralam sie w szpitalne ciuchy, wszystko sie rozpoczelo. Podlaczyli mnie pod ktg i za chwile podali czopki na skracanie sie szyjki macicy. Minelo ledwie pol godziny, a lek zaczal odrazu dzialac. Po godzinie mialam juz skorcz za skorczem, nawet nie mialam kiedy odpoczac. Myslalam, ze sie wykoncze i bylam przerazona, ze to dopiero poczatek, a tak mocno boli!!!!! Naszczescie po 2 h meczarni przyszla pielegniarka i wyciagnela mi to poniewarz te czopki bardzo na mnie zadzialaly. Po wyjeciu moje skorcze byly juz naturalne, duze i w tych samych odstepach czasu. Przespalam sie moze z godzine a reszte czasu patrzylam w ekran jak bije dla malej serduszko. Moj maz spal jak polamany na tym dziwacznym fotelu. No i tak wytrzymalismy do 6 rano. Wlasnie kolo tej godziny przyszedl moj lekarz i kazal zapodac mi oksytycyne (czy jakos tak) no i teraz mialo sie juz zaczac na ostro! Odrazu poprosilam o znieczolenie  (epidural) nie chcialam czekac i udawac, ze jestem odwazna hehe Przyznam szczerze, ze balam sie tego zastrzyku w plecy , ale nic nie bolalo lekkie uklucie, a potem pieczenie przy wpuszczaniu plynu.  Odrazu zaczelo wszystko dretwiec- bardzo nieprzyjemne uczucie. Wydawalo mi sie moje nogi sa wielkie jak konary 100 letnich drzew. Kolo 9 rano lekarz powiedzial, ze w koncu glowka jest juz nisko i rozwarcie mam na 4,5 cm. Oznaczalo to, ze do poludnia powinnam juz urodzic. Bardzo sie cieszylam, ze to juz niedlugo sie skonczy!  Zaraz po wyjsciu lekarz moj maz zdecydowal, ze przejedzie sie do domu na sniadanie. Mieszkamy 15 min od szpitala wiec, czemu nie. Ja bylam na poczatku zla bo mowilam mu ze dlasze rozwarcie moze sie zrobic bardzo szybko, ale on nalegal i byl az na mnie zly. Ledwie 10 min po jego wyjsci, nagle uslyszalam, ze serduszko male zaczelo bardzo wolno bic!! Myslalam, ze to maszyna, albo ze mala sie ruszyla w brzuchu, ale za moment zbieglo sie do mego pokoju z 6 pielegniarek. Zaczely mna przewracac na luzku, bo ja cala odretwiala. Zalozyly mi maske z tlenem na glowe. Bylam w szkolu nie wiedzialam co sie dzieje. I nagle bicie serca wrocilo do normy. Kiedy pielegniarki tylko co wyszly, znowu zaczelo sie to samo. Serce znowu bardzo zwalnialo, tak jakby mialo za chwile przestac bic :( Wtedy juz sie zaczac caly film. Przylecial moj lekarz i powiedzial, ze najprawdopodobniej lozysko mi sie odkleja i nie ma co ryzykowac. Zwolali natychmiastowa operacje, ciecie cesarskie. Zadzwonilam tylko do meza zeby szybko przyjechal, co beda mnie operowac. Nie mogl uwierzyc, ze jednak mialam racje, ze wszystko sie moze zdarzyc. Dlatego nigdy nie mow nigdy!!! Zaczelam bardzo plakac, tak bardzo sie balam tej cesarki. To byl moj koszmar! Przezucili mnie na inne luzko i szybko po korytarzach biegli na sale operacyjna. Myslalam, ze moj swiat sie konczy. Martwilam sie o niunie i o siebie. W przeciagu 5 min bylam juz na stole, w kolo mnie ze 20 ludzi, lampy, zaslona przedemna. Czolam jak smaroja mi czyms brzuch, nagle zrobilo mi sie bardzo niedobrze. Zaczelam wymiotowac, ale nie mialam czym bo juz od 12 godzin nic nie jadlam. Poprobowalam troche i w koncu sie udalo cos z siebie wyrzycic. Mego meza nie bylo :( nie zdazyl to wszystko sie tak szybko stalo. Bylam tam sama lerzalam, slyszalam swoj puls na cala sale. Nagle ktos mi powiedzial, ze juz mnie nacieli, potem poczolam jak ktos strasznie mi naciska w okolicy klatki piersiowej, potelapalo mna w kilka stron, a puzniej taka ulga na w brzuchy. Placz ! :) To byla najszczesliwasza chwila w moim zyciu. Slyszalam placz Alicji. Plakala tak glosno, ze nie dalo sie tego przegapic. Pokazali mi ja odrazu taka we krwi, trzesaca sie. Potem wytarli ja szybko i przystawili mi do twarzy, zebym mogla dac jej calusa :* Plakalam jak szalona, na cale gardlo. Peklam jak balonik pelny wody!! Potem widzialam jak ja zabrali do innej sali, a za chwile byl juz moj maz przebrany w szpitalne ciuchy i plakal ja dziecko ! :) Widzial juz jaz i nie mogl sie powstrzymac. Teraz zostalo najgorsze, wydobycie wszystkiego ze mnie i szycie. ehhh wszystko sie dzialo tak swiadomie. Pare razy myslalam, ze zemdleje, nawet slyszlam jak mi puls ze strachu zanikal. Maciej 3mal mnie za reke i oboje plakalismy. Nagle poczolam straszna putke w brzuszku, a potem niewiarygodna lekkosc na plucach!!  Myslalam, ze do dlatego, ze jej juz tam nie bylo. Jednak to bylo znieczolenie, ktore spowodowalo, ze nie czulam jak moje pluca pracuja dlatego bylam ciagle podpieta pod tlen. Szycie sie skonczylo, odlaczyli epidural a mnie zabrali do pokoju obok gdzie byl Maciej i moja ukochana coreczka. Lerzala taka golutka, oczy miala odrazu otwarte, rozgladala sie jakby wszystko widziala. nie moglam sie na nia napatrzec. Dotykalam jej raczki, a tak bardzo juz chcialam ja tulic. Po 40 min dostalismy nowy pokuj i juz tam spokojnie siedzielismy, malutka byla z nami. Ja niestety przybita do luzka bo znieczolenie wciaz dzialalo. Nie moglam wstawac przec caly dzien. Maciej i pielegniarki zajmowaly sie niunia. Mialam straszne problemy z oddychaniem tak jakbym zapomniala jak to sie robi-bardzo dziwne uczucie. Ale bylam bardzo szczesliwa, ze wszystko sie dobrze skonczylo :) W szpitalu zostalam do Soboty. Na drugi dzien po operacji kazali mi juz w stac i pochodzic troche. Od kiedy wstalam na nogi nie chcialam juz usiac. Sama zaczelam sie zajmowac Ala choc bylo ciezko! Z kazdym dniem czolam sie lepiej i lepiej. Na noc oddawalam ja dla pielegniarek bo potrzebowalam wypoczac. Za kazdym razem mkiedy ja oddawalam, puzniej siedzialam i plakalam. Czolam sie jakby zabrali mi czesc mnie. Przy kazdej kapieli patrzylam w lusterku na moj brzuch, a lzy lecialy jak grochy, ze niunia nie jest juz w brzuszku. Wiele kobiet placze po porodzie bo hormoncy bardzo buzuja. Moje hormony uderzyly w moja psychike tak, ze nie moglam sie pogodzic, ze nie mam juz brzuszka. Do dzis za nim tesknie, po powrocie do domu wszystko mi sie kojazylo z tym jak bylam w ciazy, ciagly placz i zal. Moj maz byl cierpliwy i tlumaczyl mi, ze teraz Alicja jest tu z nami bezpieczna itp. Wszystko to trwalo tydzien, teraz juz lepiej. Ala ladnie je mleczko z piersi. Poczatki byly bardzo trudne, ale grunt to sie nie poddawac! Ala ma juz tydzien i 2 dni :) Jest przepiekna i jest duzym glodomorkiem. Nie spalam pierwsze dwie noce. Kiedy ona plakala ja plakalam z nia! hehe Jeszcze chwile nam zajmie zanim sie dotrzemy :) Tak czy inaczej to jest wlasnie moja historia porodu. Wszystko nas zaskoczylo i nie bylo tak jak zaplanowalismy, ale nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Dzieki temu, ze mego meza nie bylo przy mnie bylam bardziej silniejsza bo przy nim bardziej vym spanikowala.
3majcie za nas kciuki, oby niunia byla zdrowa, a ja zebym w koncu sie wyspala ;) hehehe
Jestem najszczesliwsza osoba pod sloncem !! :):):):):)




Brzunio 9 dni po porodzie
Moja milosc Alicja <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz